- Kornelia ! Skończ tą pasjonującą debatę z Leo i jedziemy ! - krzyknęłam, zgarniając do torebki dwie butelki coli i komórkę. Moja córa jest już ubrana w żółto-czarną koszulkę, czarne spodnie i żółte Nike. Kibicka całym sercem. Od miesiąca chodzi do tutejszej szkółki piłkarskiej, chociaż Barcelona nie łatwo ją oddała.
- Mamo. Mamo ! MAMO ! - krzyk Korneli obudził mnie ze wspomnienia. Stała przede mną z dłońmi ułożonymi na biodrach.
- Już skarbie jedziemy. - powiedziałam zakładając torebkę na ramię i odwróciłam się w stronę wyjścia. Wyszłyśmy z domu i zaczęłyśmy iść w stronę samochodu. Złapałam się za brzuch i lekko zakręciło mi się w głowie.
- Kornelia. Zadzwoń do Sary. - wysapałam z trudem łapiąc się obiema dłońmi za brzuch.
Słyszałam jak mała dzwoni do narzeczonej Mario i tłumaczy o co chodzi. Odłożyła telefon do samochodu i usadziła mnie na tylnym siedzeniu samochodu. Zaczęłam z trudem łapać oddech. Co się do cholery dzieje ?!
***
Wystraszona brunetka o zielonych oczach szybko jechała czarnym Audi ulicami Dortmundu. Zmierzała w przeciwnym kierunku, niż kibice. Wjechała w jedną z uliczek i zatrzymała się pod białym domem, przed którym stało srebrne BMW. Zauważyła Kornelię Lewandowską chodzącą wzdłuż samochodu. Wybiegła szybko ze swojego auta i podbiegła do dziesięciolatki.
- Kornelia !
- Ciociu. - latorośl Lewandowskich miała łzy w oczach i ledwo mówiła. - Ja nie wiem... Źle się poczuła. Ja nie wiem.
- Spokojnie. Emilka ? - podeszła do samochodu i zauważyła kobietę.
Brązowe włosy pani Lewandowskiej były posklejane od potu, jej cera w odcieniu kawy z mlekiem była teraz trupioblada, a błękitne oczy pełne życia stały się nagle matowe. Złapała ją za rękę i szybko rozglądnęła dookoła.
- Emilia pojedziemy do lekarza. Dobrze ? Kornelia do przodu już !
Dziewczynka wsiadła do pojazdu i zaraz Sara wyjechała z podjazdu Lewandowskich kierując się w stronę szpitala. Brunetka co chwile rzucała ukratkowe spojrzenia na tylne siedzenie by sprawdzić co się dzieje z ciężarną. Emilia nie wyglądała ani trochę lepiej. Zatrzymały się przed szpitalem, a Kornelia zaraz wybiegła po poleceniu Sary, by znalazła lekarza. Wróciła niedługo potem z dwójką lekarz, trzema pielęgniarkami i wózkiem.
- Co się stało ? - zapytał jeden z lekarzy kiedy odwozili Emilię na salę operacyjną.
- Dostała nagłych bólów i strasznie źle się poczuła. Jest w ósmym miesiącu ciąży. Błagam niech pan coś zrobi.
- Zrobimy co się da. Niech panie tu zostaną.
Obie usiadły na plastikowych krzesełkach. Kornelia rozglądała się dookoła przerażona zaistniałą sytuacją, a Sara wpatrywała się w ścianę.
- Trzeba zadzwonić do kogoś. Do Agaty albo Ewy. Musimy im powiedzieć co się dzieje. Milena mogłaby przyjechać.
Dziesięciolatka tylko kiwnęła głową i podeszła do drzwi. Nie chciała tu być. Chciała być teraz razem z mamą i ciociami na stadionie wspierać tatę i wujków.
O 21:54 zza drzwi wyszedł lekarz ściągając maskę i podchodząc do obu brunetek. Zerwały się z krzesełek i wpatrywały w doktora Browna. Lekarz tylko lekko się uśmiechnął.
- Ty jesteś córką pani Lewandowskiej ? - zapytał Korneli na co pokiwała głową. - Cóż. Od teraz masz rodzeństwo. Dobrze by było zawiadomić ojca.
Sara uśmiechnęła się szeroko i przytuliła oszołomioną Kornelię, ale zaraz spojrzała na lekarza.
- Dzieci ?
- Zgadza się. Dwóch chłopców i córka. Serdecznie gratuluję rodzicom i tobie moja droga. Pani Emilia będzie musiała zostać na tydzień, bo poród był przed wczesny i bardzo dla niej męczący. Jutro lub pojutrze będzie można ją odwiedzić. Teraz odpoczywa, więc mogą panie wrócić na mecz. - wskazał na ich stroje.
Obie były ubrane prawie tak samo tylko Sara miała koszulkę z nazwiskiem Goetze, a Kornelia z Lewandowski. Pokiwały głowami i wyszły ze szpitala.
- Mam rodzeństwo. I to trójkę. - mówiła sama do siebie zszokowana Kornelia.
- Słonko, teraz będzie wesoło. Chociaż się nie pokłócą o chrzestnych, bo będzie ich szóstka.
- Racja. - uśmiechnęła się lekko ukazując dołeczki w policzkach. - Jedziemy sprawdzić jak sobie radzą ?
- No pewnie. A co ty na to by powiedzieć tacie na boisku, że ma teraz czwórkę dzieci ?
Młoda Lewandowska pokiwała głową i uśmiechnęła się jak chochlik.
- Ale lepiej nie mówmy nikomu, póki nie powiemy tacie.
- Zgadzam się. No to już.
Zaparkowały na specjalnym parkingu za stadionem i weszły drugim wejściem, pokazując ochroniarzom przepustki. Znalazły swoje miejsca i zerknęły na boisko. Piłkarze Realu biegali zniechęceni, a na boisku królował nie kto inny jak Robert Lewandowski.
- Przepraszam. - Sara zwróciła się do jednego z kibiców. - Dopiero dojechałyśmy. Jaki jest wynik ?
- Panienko 4:1 dla naszych ! I to wszystko strzelił Lewandowski !
- Kora słyszałaś ? - zapytała z uśmiechem Sara.
- No pewnie !
Do końca meczu zostało już tylko niecałe dwadzieścia minut, które szybko zleciały, jednak Sara i Kornelia zeszły szybciej i podeszły do ochroniarzy pilnujących murawy. Pokazały im przepustki i wyjaśniły, że mają ważną wiadomość dla jednego z piłkarzy, która powinna być ogłoszona na boisku. Dwójka mężczyzn z lekką podejrzliwością popatrzyli na kobiety, ale wybawił je Marco Reus, podchodząc do nich i zabierając obydwie do trenera.
- Dlaczego chcecie iść do Roberta i o co chodzi ? A gdzie Emilka ? Nie widziałem jej z pół roku. - jęknął.
- Aj lamo jedna. - poklepała Reusa po plecach i uśmiechnęła się. - Uwierz mi będziesz skakał z radości jak coś usłyszysz. Ale nie teraz. Kora zmykaj do taty. Mecz się skończył.
Kornelia jak na zawołanie wbiegła na boisko i zaczęła się przeciskać pomiędzy piłkarzami. Złapała zdezorientowanego ojca za rękę i wyciągnęła go z tłumu. Stadion nieco ucichł, widząc co się dzieje na boisku.
- Kornelia ? Co ty tutaj robisz ? A gdzie mama ? - zadawał pytania, rozglądając się dookoła.
- Ja tu przyszłam. A mama jest w szpitalu. - powiedziała spokojnie.
- ŻE GDZIE PRZEPRASZAM ?!!? - krzyknął niemalże na cały stadion.
- Hej spokojnie. To nic złego. Pod pewnym względem nie.
- Kornelia jedziemy do... Eee ? Nie rozumiem. Zupełnie nic. - powiedział odganiając ręką Mattsa, który krzyczał do niego z zapytaniem czy wszystko w porządku.
- Cóż. Mama jest w szpitalu, a dokładniej na oddziale położniczym. Odpoczywa.
- Po czym do ciężkiej cholery. Kornelia !
- Mam rodzeństwo ! - krzyknęła rozradowana.
Robert zamarł w miejscu i spojrzał na córkę. Uśmiechała się szeroko, a jej jasnoniebieskie oczy błyszczały.
- C-C-Co !? - wykrztusił.
- No mam rodzeństwo. A ty dzieci. Dwóch chłopców i dziewczynka !
Robert Lewandowski mógł być w tym momencie śmiało uznawany za najszczęśliwszego człowieka na Ziemi. Patrzył się tępo przed siebie i nie zwracał uwagi na nic, ani na nikogo. Dopiero uderzenie w policzek wybudziło go z tego dziwnego transu. Sergio Ramos stał na przeciw niego, a za nim stał Real i Borussia.
- Te Lewy żyjesz ?! Już z kilka minut próbujemy Cię rozbudzić. Co jest ?
- Mam dziecko.
- Gratuluję, ale stary Kornelia ma już dziesięć lat. Więc coś jest nie halo. - powiedział ironicznie Kuba.
- Nie. Mam jeszcze trójkę. Emilka urodziła właśnie trojaczki.
Chwila ciszy jaka zapanowała w tym momencie, po chwili została rozwiana okrzykami i brawami. Kilku piłkarzy podniosło napastnika i zaczęło go podrzucać w miejscu krzycząc. Sara stojąca obok trenera szybko wytłumaczyła mu całą sytuację i zaraz pobiegła do żon i dziewczyn piłkarzy, przekazując również im wiadomość.
***
Dwa dni później Kornelia razem z Robertem weszli do szpitala w centrum Dortmundu. Zadowolony Lewandowski podszedł do recepcjonistki i zapytał o pokój swojej żony.
- Imię i nazwisko pacjentki.
- Emilia Lewandowska.
- Ah tak. Pani Lewandowska. Pokój 213.
Wsiedli do windy i Kora wcisnęła przycisk z trójką. Wjechali na trzecie piętro i wyszli na korytarz szukając odpowiedniego pokoju. Znaleźli drzwi z cyfrą 213 i weszli do środka. Sala była pomalowana na biało, ale były na niej wzory w odcieniu beżu. Niedaleko drzwi stało pojedyncze łóżko, a przy nim trójka małych łóżeczek. Jednak w całej sali nie było żywej duszy.
- Kornelia coś jest nie tak. Mówię Ci coś jest nie tak. Gdzie oni są no gdzie !?
- Panikarz z ciebie Lewandowski ! - powiedział głos zza niego. W drzwiach stała Emilia z pielęgniarką i trójką noworodków. Delikatnie odłożyły dzieci do swoich łóżeczek i pielęgniarka wyszła z sali.
- Nawet nie wiesz jak się martwiłem. - powiedział Robert podchodząc do Emilii i całując ją w czoło. - A moja reakcja jest komentowana na całym świecie.
- Wiem. Sara przywiozła mi laptopa rano. - wskazała na białe urządzenie stojące na szafce. - A wiesz co jest najśmieszniejsze ? Pierwsze urodziło się o 21:40, drugie o 21:45, a ostatnie o 21:51.
- I to jest śmieszne, ponieważ ?
- To twoje trzy bramki w meczu. W przynajmniej godzina ich oddania.
Robert uśmiechnął się szeroko i objął ramieniem Kornelię siedzącą obok.
- A teraz... Nasze dzieci chyba zasługują na jakieś imiona prawda ?
- Myślałem nad Krystianem.
- Jedno jest. Kornelia ?
- Mateusz brzmi ładnie.
- Dobrze. Krystian, Mateusz i Julia.
- Imiona jak dla bohaterów. I oni nimi będą.
*********************************
Wiem, wiem. Kiepski rozdział. Nie wieszajcie mnie tylko na krzyżu za to.
Rozdział jest jaki jest, ale chyba ważne, że jest.
Co ja mówić ?
Zabieram się ostro za robotę i jeszcze doszły do tego dwa nowe blogi, z czego jeden jest dla mnie wyzwaniem postawionym od znajomej, która nie wierzy we mnie. Nie no fenks :(