niedziela, 18 sierpnia 2013

E&R - Rozdział VII - That's Impossible



Więc tak. Dziś jest towarzyski mecz Polska - Dania. Od czasu meczu z Real'em wiele się wydarzyło.
1. Borussia niestety przegrała z Bayern'em w finale na Wembley.
2. Nasze trzy maluchy mają już trzy miesiące !
3. Chrzestnych Julii wybierał Robert, bo ja wybierałam Kory. Więc tak chrzestnymi Julii są Wojtek Szczęsny i... nie wierzę Anna Stachurska. Nie wcale nie żartuję. Chrzestnymi Mateusza są Jerzy i Asia, a chrzestnymi Krystiana są Mario i Agata Błaszczykowska. 
4. I najważniejsze... Prawdopodobnie moje małżeństwo ma swój kres. 
W ostatnim zdaniu nie żartowałam. Robert od czasu powrotu z Londynu cały czas gdzieś wychodzi z domu, a jak zapytam się go gdzie to warczy na mnie i zamyka się w pokoju na kilkanaście godzin. Oczywiście później przychodzi i mnie przeprasza, ale to... Coś jest nie tak. Niedawno przez przypadek usłyszałam jak nasze sąsiadki rozmawiają o nas. Brzmiało to mniej więcej jakby jedna drugiej mówiła, że jest jej mnie szkoda przez to co robi Lewy. Może dwa dni później słyszałam kłótnię Ewy i Łukasza. Piszczek krzyczała, że Robert zwariował i ona nie ma zamiaru go ukrywać. 

Podstawiłam maluchy pod opiekę swoich rodziców oraz pani Iwony. Kornelia wraz ze mną jest na boisku w Gdańsku ubrana w czerwono białą koszulkę. Nie ma na niej jednak nazwiska. No tak Kora jest "zfuczona" na ojca za... Właściwie to nie wiem za co... Ostatnio jest dużo szumu na temat rzekomego transferu Roberta do Bayernu. Nie wiem o co tutaj chodzi, ale coś mi tu śmierdzi. I to strasznie. 
Jest już 20:40, a to oznacza, że mecz zaraz się zacznie. Widzę jak na boisko zaczyna wkraczać nasza kadra u boku z dziećmi, a po prawej stronie reprezentacja Danii. Ustawiają się i zaczynają grać wpierw hymn Der er et yndigt land (Jest taki piękny kraj). Czyli hymn duński. Zaraz potem grają Mazurka Dąbrowskiego i widzę jak kibice dookoła mnie stoją i dumnie śpiewają pieśń. Oczywiście ja i Kora robimy to samo. Kiedy melodia się kończy siadamy z powrotem na plastikowych krzesełkach, a siedząca obok mnie Agata podaje mi wodę. 
- Napij się. Lekarz mówił, że jesteś jeszcze słaba.
- Aga... - jęczę. - To tylko poród nie umrę. Prawda Oliwcia ? - pytam małej Błaszczykowskiej siedzącej na kolanach blondynki. Dziewczynka uśmiecha się i macha wesoło rączkami. Ma już dwa latka, ale jest nadal malutka. 
Patrzę na murawę i widzę, że nasi chłopcy już zaczynają biegać. Opieram łokcie o kolana, a na dłoniach układam brodę i obserwuję ich grę. Zaraz jednak coś zakłóca mój spokój. Dlaczego do cholery Robert gra tak jakby mu się odechciało gry na zawsze ? Ledwo po boisku biega ! Patrzę na Agatę i wydaje się on równie zaskoczona co ja.
- Mamo... - słyszę obok głos Korneli. Odwracam się w jej stronę i widzę jak w jasnoniebieskich oczach są łzy.
- Kornelia co Ci jest ? Źle się czujesz ? Chcesz wyjść ?
- Nie to nie... Mamo ja już rozumiem dlaczego nie chciałaś bym wróciła do Barcelony.
Że gdzie ? O co tutaj chodzi ? Lewy zachowuje się jak primadonna na boisku, Kornelia mi tutaj płacze i mói o jakimś powrocie do Barcelony, o którym nic nie wiem.
- Kornelia słoneczko, ale o czym ty dziecko mówisz ?
- Po-Powiedziałaś tacie... On mi powiedział, że nie puścicie mnie tam.
Zamarłam słysząc słowa mojej pierworodnej. Jak w ogóle Robert mógł jej coś takiego naopowiadać. Nigdy nie zatrzymałabym marzeń własnego dziecka. Trzeba być chyba bez serca, by zrobić coś takiego. Nagle do głowy przyszła mi wspaniała myśl. Taka mała zemsta.
- Kora co ty na to by pójść na zakupy ? Teraz. - podkreśliłam ostatnie słowo.
Zdziwiona przeniosła na mnie spojrzenie i uniosła lekko kąciki ust, kiwając głową. Zabrała swoją torbę z Nike i wstała. Ja zrobiłam to samo i szepnęłam Agacie gdzie idziemy. Błaszczykowska próbowała mnie jednak przekonać byśmy zostały, ale już postanowiłam. Wyszłyśmy z trybun, odprowadzane spojrzeniem reporterów, którzy jak słyszałam zaczęli nam robić zdjęcia, jednak nie przejęłam się tym za bardzo.

Wróciłyśmy na stadion pół godziny później. Akurat zaczynała się czterdziesta minuta. Ochroniarze pomarudzili, pomarudzili, ale wpuścili nas na trybuny. Szybko weszłyśmy do strefy dla rodzin i usiadłyśmy na swoich miejscach. Dobrze, że była tam Agata, bo zgubiłabym się. Mała Oliwia powędrowała na kolana Korneli, która zaraz zaczęła jej coś pokazywać, a ja i Agata miałyśmy chwilkę by porozmawiać.
- Emilia nie chcę Cię zamartwiać, ale coś jest nie tak z Robertem. Cały czas jest nieobecny i ma głowę w chmurach. Nie wiem...
- On ma romans. - wypaliłam bez uczuć w głosie.
Blondynka rozszerzyła oczy i otworzyła usta. Miałam już pewność. Jedna z gazet w centrum handlowym mi w tym pomogła. Były tam zdjęcia nowego faceta Stachurskiej. Szkoda tylko, że to był Robert. Wczoraj. Spuściłam głowę pozwalając długim włosom zasłonić twarz. Zaczęłam szybciej mrugać, by powstrzymać cisnące mi się do oczu łzy.
- Emilia. - Agata objęła mnie ramionami i zaczęła przeczesywać włosy. - Może to jakaś pomyłka. Nie zaw...
- Zdjęcia. Widziałam. Nie całowałby się chyba z kuzynką, prawie ją rozbierając na ulicy. Na do... Na dodatek to Stachurska. - wybuchnęłam jeszcze większym płaczem.

Kilka minut później po tym jak zapewniłam Agatę, że dotrwam do końca meczu, patrzyłam z niedowierzaniem na to jak Robert na własne życzenie schodzi z boiska. Fornalik podszedł do niego i zaczął się o coś pytać, ale Lewandowski tylko zbył go ręką i kilkoma słowami. Nie no tego już za wiele.
- Agata przypilnujesz Kory, okej ? - zostawiłam torebkę obok Błaszczykowskiej i zeszłam na dół. Podeszłam do barierek, które były niedaleko od murawy. Stąd nikt mnie nie usłyszy. Nagle zaczęły się gwizdy publiki, widząc schodzącego napastnika. Zerknęłam w bok i zauważyłam grupkę kibiców z megafonem. Uśmiechnęłam się i szybko do nich podbiegłam.
- Przepraszam ! Mogę pożyczyć ?! - zawołałam wskazując na megafon.
Mężczyzna o miłym spojrzeniu i lekko przy kości, podał mi go i zawołał :
- Niech pani męża zmotywuje !
Uśmiechnęłam się tylko smutno i kiwnęłam głową. Zebrałam się i nagle dopadła mnie panika. Nie ja tego nie zrobię. Potrząsnęłam głową wyciągając rękę z przedmiotem w kierunku jej właściciela.
- Nie jednak ja nie...
- Panienka słowo powie i wołamy ! Co nie ekipa !? - zawołał, a grupa ludzi dookoła niego zaczęła krzyczeć "Lewy tutaj !". Całe szczęście nie usłyszał. Wróciłam na swoje miejsce i odebrałam od Agaty swoją torebkę. Wyciągnęłam z niej telefon i szukałam w kontaktach numeru do pani Iwony, kiedy zadzwoniła inna komórka. Zapomniałam, że Robert oddał mi swoją przed meczem. Odebrałam go i prawie natychmiast usłyszałam w słuchawce głos, którego nie chciałam słyszeć :
- Robert skarbie. Co się dzieje ? Wróć na boisko i strzel gola. Dla mnie. Proszę Cię kochanie.
Skamieniałam. Agata chce dowodów ? Bez słowa przycisnęłam blondynce słuchawkę do ucha. Zdziwiona spojrzała na mnie, ale zaraz usłyszała kawałek monologu Stachurskiej do telefonu. Zabrałam telefon i rozłączyłam się, zanim usłyszałabym coś czego nie mogłabym wymazać z pamięci. 

Łzy stanęły mi w oczach. Myślałam, że coś jeszcze da się zrobić. Ukryłam twarz w dłonie i niemal czułam jak łzy palą mi policzki. Boże co za wstyd. Nie rozumiem, co było nie tak. Poczułam dłoń na ramieniu i zaraz potem usłyszałam cichy głos Agaty przy uchu :
- Emilia spójrz w kamery.
Podniosłam głowę i zauważyłam jak Robert biega po boisku z dłońmi złożonymi w serduszko. Poczułam żal ściskający moje serce. Kiedyś zaczęłabym się cieszyć z tego jak cholera, ale dziś... To tylko sprawiło, że w moje serce wbito kolejny sztylet. Na telebimie nie było już Roberta tylko ja. Zapłakana ja, wpatrująca się w górę. Komentator podpowiedział, że gest musiał wywołać u mnie niesamowitą falę uczuć, ale ja szybko ostudziłam jego zapał. Wstałam z miejsca i zabrałam swoje rzeczy.
- Kornelia jedziemy do hotelu. - powiedziałam bezbarwnym tonem. Nie sądziłam, że będzie mnie na niego stać. 
Zdziwiona otworzyła usta, a zaraz potem zmrużyła oczy. 
- Chcesz zostać ? - kiwnęła głową. - Agata mogłabyś ją potem... 
- Jasne. Odwieziemy ją. 
Uśmiechnęłam się blado i zawróciłam, przeciskając się pomiędzy zdziwionymi kibicami. Nie robili jednak zamieszania i przepuścili mnie na dół. Kiedy zeszłam już na sam dół, usłyszałam jak część kibiców zaczyna między sobą krzyczeć. Właśnie skończyła się pierwsza połowa.


Nie wiem czy wściekłość mnie rozsadzała czy może chęć zemsty, ale zawróciłam i podeszłam do ochroniarzy pilnujących wejścia na murawę. Kiedy mnie zobaczyli, kiwnęli mi obaj głowami. Pokazałam im przepustkę i uśmiechnęłam się słodko, mówiąc o co mi chodzi. Spojrzeli po sobie, ale jednak wpuścili mnie i zamknęli za mną bramkę. Odetchnęłam raz jeszcze i przeszłam cały tunel wychodząc na zieloną, sztuczną trawę. Zdziwiony Fornalik posłał mi pytające spojrzenie, ale ja je zignorowałam i ruszyłam dalej do bocznej linii boiska. Moje pojawienie się tam natychmiast wyciszyło kibiców, którzy teraz, jak widziałam, wpatrywali się ciekawi w murawę. Zobaczyłam zbliżającego się Lewandowskiego, więc zaczęłam powoli kręcić ślubną obrączką dookoła palca, powoli ją zsuwając. Podszedł do mnie zadowolony i cały w skowronkach.
- Emi co tu robisz ? - zapytał nadal się uśmiechając.
Zmroziłam go spojrzeniem, co natychmiast poskutkowało i uśmiech zniknął z jego twarzy. Uśmiechnęłam się ironicznie i nakazałam mu wyciągnąć dłoń. Zdziwiony i chyba lekko przerażony spełnił moją prośbę (rozkaz). Położyłam na wewnętrznej stronie jego dłoni, złoty okrągły przedmiot, któremu chwilkę się przypatrywał.
Kiedy zrozumiał co to jest, zbladł i spojrzał mi w oczy. Czułam szczypanie w oczach i już wiedziałam, że łzy spływają mi po policzkach. Otarłam je dłonią i roześmiałam się cicho i krótko. Pokręciłam głową i popatrzyłam mu prosto w oczy.
- A ja sądziłam, że jeśli zdarzy się coś złego to będę o tym wiedzieć jak najszybciej, bo przecież sobie ufamy i się kochamy. - nacisnęłam na ostatnie słowo i wypowiedziałam je z niesamowitym jak dla mnie sarkazmem. - Jednak widzę, że ty wolałeś wszystko zniszczyć. I to nie tylko moje życie. Ale też życie naszych dzieci. Teraz jedynie żałuję, że wtedy uległam Kornelii i ponownie Cię spotkałam. Mam dzięki tobie czwórkę dzieci, które kocham nad wyraz mocno i jedynie za to mogę być Ci wdzięczna. Za nic więcej. A tak przy okazji dzwoniła Ania. - przerażony zerknął mi w oczy słysząc imię swojej kochanki. Zaraz spuścił jednak wzrok ponownie na obrączkę. - Chciała byś zdobył dla niej gola. Więc muszę jej chyba pogratulować, bo udało Ci się. 
Zamknęłam na chwilę oczy i uspokoiłam myśli, które wirowały mi w głowie. Otworzyłam z powrotem oczy i podeszłam o krok bliżej. 
- Nie trudź sobie głowy szukaniem mnie, Korneli, Julki, Krystiana i Mateusza. Chociaż to sobie odpuść. Przyślij mi tylko papiery, podpiszę je i będziesz wolny. Ale nie szukaj nas. Tylko o to Cię proszę. 
Cofnęłam się i odwróciłam, odchodząc od napastnika jak najdalej się dało. 

Wyszłam z gdańskiego stadionu i próbowałam złapać powietrze, ale samo oddychanie przychodziło mi z trudem. Z otwartymi ustami i policzkami mokrymi od łez, zaczęłam się rozglądać dookoła szukając samochodu, który wypożyczyłam. Znalazłam go niedaleko i szybko pobiegłam w jego kierunku. Wsiadłam do środka i jak najszybciej włączyłam silnik. Wyjechałam z parkingu, włączając się w ruch uliczny. Zatrzymałam się dopiero na światłach. Oparłam się głową o kierownicę i czułam jak moje łzy odbierają mi resztki sił i chęci do życia. Podniosłam głowę do góry i ruszyłam widząc zielone światło. Przyśpieszyłam ignorując krzyki rozsądku o zwolnieniu. W następnej chwili czułam tylko jak fotel obok przypiera mnie do drzwi, a samochód odbija się od jezdni.


Grobowy nastrój na stadionie przerwał komentarz jednego z komentatorów :
- Właśnie dostaliśmy wiadomość, która jest uznawana za pilną, dlatego ogłaszamy ją również tutaj. Na Trasie Słowackiego miał miejsce karambol. Zniszczonych zostało trzydzieści samochodów. Za sprawcę uznaje się kierowcę czarnego Audi Q7, który wjechał w barierkę ochronną i zatarasował drogę pozostałym pojazdom. Nie udało się jeszcze wyciągnąć kierowcy Audi, ale już teraz wiadomo, że jest to Emilia Lewandowska.
Piłkarze zamarli, a następnie popatrzyli na Lewandowskiego, który zachwiał się niebezpiecznie na nogach.
- Możliwe jest to, że już nie żyje...
Cały stadion spowiła cisza i nikt nie śmiał się odezwać nawet jednym słowem. Robert jakby obudził się z transu i zaczął biec do szatni jak szalony. Wpadł do środka i zabrał z niego komórkę, wybiegając zaraz. Szybko wybiegł ze stadionu i zauważył jak Agata właśnie wchodzi do samochodu.
- AGATA ! 
Zdziwiona blondynka odwróciła się i pokiwała głową. Lewandowski szybko zajął jej miejsce i odjechał z piskiem opon w kierunku Trasy Słowackiego. Wjechał tak daleko jak dał mu samochód i wyszedł z niego, biegnąc w kierunku policjanta. 
- Wyciągnięto już kierowcę Audi Q7 ?! Mów pan !
- Zabrano ją do szpitala świętego Wojciecha. To na Alei Jana Pawła II. 
Kiwnął tylko głową i wrócił do samochodu, dzwoniąc przy okazji do Teodorczyka.
- Łukasz ! Mieszkałeś w Gdańsku kiedyś, jak dojechać do szpitala świętego Wojciecha ?!
- Musisz przejechać...

Wpadł szybko do szpitala wywołując zdziwienie obecnych na izbie przyjęć. Zaciekawieni patrzyli na reprezentanta, który szybko podbiegł do rejestracjii.
- Emilia Lewandowska, wypadek na Trasie Słowackiego.
- Niech się pan po pierwsze uspokoi. Nic nie da panu żonie to, że będzie pan krzyczał lub wyprawiał inne cuda. Jest teraz operowana. Drugie piętro.
Kiwnął tylko głową i wszedł do winy wciskając przycisk z dwójką. Razem z nim jechały dwie kobiety o jasnych włosach, które co chwilę patrzyły na niego pożądliwie, ale on zignorował je mamrocząc pod nosem słowa modlitwy. 
Wysiadł na drugim piętrze, niemal wybiegając z metalowego pomieszczenia. Podszedł do kilkunastu krzesełek i zaczął chodzić wzdłuż nich. Teraz tylko może czekać.

W czasie godziny, przyjechała prawie cała reprezentacja oraz niektóre z żon piłkarzy. Rodzice Emilii wraz z jego matką i trójką ich małych dzieci jechali właśnie z Leszna. Siedział pod ścianą w reprezentacyjnym stroju, czekając na jakiegokolwiek lekarza. Piłkarze już zaniechali próby przywrócenia go do porządku. Nie dał by się i ich trud poszedłby tylko na marne. 

Minęła już ósma godzina odkąd tu przyjechał. Większość ludzi już pojechała do domów. Zostali tylko Błaszczykowscy, Szczęsny, Teodorczyk, rodzice Emilii i Robert. Matka Lewandowskiego wraz z najstarszą córką, Kornelią były w hotelu i zajmowały się maluchami. Zamknął oczy i przypomniał sobie co się działo na stadionie prawie dziesięć godzin temu. Znów zobaczył te zimne i puste oczy, które patrzyły na niego, oddając mu obrączkę. Nie mógł jej stracić. Nie mógł.

Trzy godziny później zza białych drzwi z napisem Sala Operacyjna Nie Wchodzić ! wyszedł mężczyzna ubrany w zielony fartuch poplamiony gdzieniegdzie krwią. Ściągnął maskę i westchnął, widząc przed sobą piłkarza.
- Co z moją żoną ?!
- Cała operacja zajęła dziesięć godzin. Pani Lewandowska była bardzo poważnie ranna. Kilka krwotoków wewnętrznych i połamanych kości, a także włoskowate pęknięcie czaszki. Zatamowaliśmy wszystkie krwotoki i zrobiliśmy co się dało, ale teraz już nic nie możemy zrobić. - mówi z lekkim trudem. - Nie wiemy dlaczego, ale wydaje się jakby ona... nie walczyła. Jakby zaczynała się poddawać. Nie wiem dlaczego, ale wygląda na to, że ona nie chce... - wzdycha z trudem. - Nie chce żyć.
Lekarz odchodzi, zostawiając zapłakaną Agatę i zamurowanych piłkarzy. W głowie Roberta odbijają się słowa lekarza "...nie walczyła. "...zaczynała się poddawać." "Nie chce żyć.".

Bez żadnego ostrzeżenia osuwa się na kolana i po raz pierwszy od parunastu miesięcy, po jego policzkach płynął łzy. Nie jest w stanie już dłużej udawać, że sobie z tym radzi. Już nie może.